Forum Wybrancy Strona Główna Wybrancy
Forum humorystyczne Temuś, Lecik, Hanuś i Zeiruś
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Derai

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wybrancy Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hanyou
Administrator



Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 2754
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hell

PostWysłany: Pon 15:16, 18 Sie 2008    Temat postu: Derai

Moje nowe opowiadanie ;]

Szli leśną droga, a słońce już zachodziło. Było ich trzech. Jeden idący z przodu był najmłodszy i najniższy z nich wszystkich. Miał 22 lata, rudowłosy, zielonooki. Dwaj pozostali pogrążeni byli w niezbyt zrozumiałej dla niego rozmowie. Zatopiony w swoich myślach nawet nie zwracał uwagi na to co mówią. Zastanawiał się dlaczego właściwie idą do tego zamku. Nie było go jeszcze widać z drogi, ale coś mu mówiło, że to niedaleko. Drzewa wokoło tej leśnej ścieżki były coraz to bardziej straszniejsze. Robiło się chłodniej i ciemniej…

Może to dlatego, że zbliża się wieczór… Nawet zrobiło się chłodniej…

Słońce już prawie zaszło. Opiekun dwóch braci ściągnął kaptur z głowy. Jego platynowe włosy do ramion zabarwiły się szkarłatem ledwo już widocznego słońca. Ciemne oczy spoglądały w dal. Twarz bez wyrazu, taka delikatna. Piękny, nawet dla mężczyzny. Nie był człowiekiem wysokim, ale jakże dostojnym.
Zamek znajdował się dość spory kawałek za Metropolis, gdzie uczono się magii. Było i jest bardzo znanym miastem – stolicą całego kontynentu. Najwięksi magowie się z niego wywodzą. Zazwyczaj zamieszkiwane przez rasę ludzi.
Nagle cisze wokół nich przerwał wrzask dwóch istot, które nadlatywały za ich pleców. Platynowłosy chwycił starszego z braci i przewrócił na ziemię, w momencie gdy dwie istoty podobne do jaszczurek i nietoperzy zaatakowały. Niestety młodszy brat został złapany w szpony jednego z atakujących. Mężczyzna rzucił się biegiem za porwanym chłopcem. Nie dogonił ich na ziemi, gdyż kreatury wzbiły się w powietrze, a on uczynił to zaraz za nimi. Jeden z wampirów zaatakował Hydena i zaczęła się walka. Opiekun dwóch braci jednak szybko uporał się z przeciwnikiem. Drugi wampir odleciał z nieprzytomnym chłopcem. Poleciał w las i rzucił zdobyczą w mur, który otaczał zamek. Podszedł do Lauriego, gdy ten odzyskał przytomność i zaczął się śmiać.

- No, no, no. To będzie zaszczyt dziś dla mnie najeść się twoją krwią.
- Kim ty jesteś?
- Wampirem.


Chłopiec spojrzał przerażonym wzrokiem na zmieniającego się potwora w człowieka z wilczymi kłami i wielkimi żółtymi oczyma. Zaczął błagać by go zostawił w spokoju, że chce żyć, ale napastnik tylko się zaśmiał. Już miał się dobrać do szyi chłopca, gdy przyleciał kolejny wampir i odepchnął tamtego. Chłopiec stracił przytomność. Naznaczył on chłopca na szyi rozcinając pazurami krzyż odwrócony. Napastnik, który przywlókł tu Luriego odleciał w popłochu. Hyden zmienił postać na człowieczą i wziął młodszego z braci na ręce. Przed wejściem do zamku czekał już na nich Chris.

- Nic mu nie jest. – powiedział do zaniepokojonego.

Młodzieniec spojrzał na nieprzytomnego brata i rozcięcie na jego szyi. Dotknął takiego samego znaku na swojej. Przypomniał sobie jak on otrzymał swój. Hyden uratował go z płonącego budynku w zamian za dołączenie się do grupy wampirów. Wtedy jeszcze cztery lata młodszy od razu się zgodził ze względu na Lauriego. Stracili rodziców w tym wypadku i on jako jedyny mógł się nim zaopiekować. Hyden przyszedł do niego dwa lata po tej tragedii i przypomniał o obietnicy. Chris zupełnie zapomniał o niej, ale tylko jedno spojrzenie w tą twarz przypomniało mu wszystko. Został w ten dzień naznaczony. Tak jak teraz Lauri…

Mam nadzieję, że on nie będzie musiał tego przechodzić, że ta blizna nie oznacza dołączenia do nich…

Weszli przez wrota. Ukazał im się zamek w pełnej okazałości. Hayden wpuścił ich do środka i pokazał im ich pokoje. Po czym wyszedł mówiąc, że zaczeka na nich na dole, z gotową kolacją. Sam najpierw udał się do swojego pokoju. Rozebrał porozcinane ubranie i spojrzał na siebie w lustrze… Był blady i było mu widać żyły pod skórą. Ostatnie dwa tygodnie nie jadł nic. Podróż po chłopców zmusiła go do postu, a zwłaszcza przez tego młodszego. Dziś się naje. Ubrał czystą biała koszulę i jasne spodnie. Krwisto czerwone buty. Zszedł do salonu gdzie czekał na niego Brando…

- Witaj Hyden. Niemrawo wyglądasz.
- Wiem.
- Czemu sprowadziłeś tych chłopców do naszego zamku? Tu żyją same wampiry, mamy się ukrywać? Nawet w naszej jedynej kryjówce?
– zapytał trzymając w dłoni kieliszek z krwistą substancją.
- To było konieczne. Parę dni wytrzymasz Brando.
- Nie rozumiem jak Luis mógł cię wybrać na naszego przywódcę.
- Do zobaczenia Brando.
– powiedział i odszedł w kierunku jadalni.

Wielki stół był już zastawiony jedzeniem. Usiadł i czekał aż bracia zejdą. Spojrzał na wschodzący księżyc. Widział poruszające się liście na drzewach. Zastanawiał się po co tamte wampiry, z pod władzy Lestata, przyleciały aż tutaj, tak daleko od jego królestwa by znaleźć tylko pożywienie…
Spojrzał na stojący kielich krwi przed sobą.

Ile to już lat? Mimo, że oni wszyscy zdecydowali się żyć bez zabijania niewinnych, tak naprawdę z chęcią złamali by to postanowienie. Krew… zgubna jest…

Hyden zrodził się jako jeden z nich jeszcze za nim dokonał się podział. Powstał z krwi Lestata. Służył mu, ale cały czas strasznie żałował gdy kogoś zabił, wolał się żywić szczurami czy innymi zwierzętami niż krwią człowieka. Spotykając Luisa odkrył bratnią duszę. Luis powstał także z krwi Lestata. Jednak obaj czuli, że ten wampirzy świat nie jest ich częścią. Odeszli od swego stwórcy i założyli własny klan… Klan, gdzie wampiry powstawały z dobrowolnego dołączenia do tej rasy. Na początku byli nie raz gnębieni przez swego byłego pana, ale z czasem było ich coraz więcej. Starali się by nie trzeba było zabijać by móc stać się wampirem. Kilkaset lat temu dopiero dzięki pewnemu magowi udało im się stworzyć mieszankę, która podana do krwi czyni ochotników nieśmiertelnymi uodparniając ich na słońce. Teraz Hyden był przywódcą jednego z kilku klanów, który był zaraz po władzy Luisa i gdzie znajdowały się jedne z najstarszych wampirów.
Z rozmyślań wyrwali go schodzący dwaj bracia. Zasiedli do stołu. Hayden dźwignął kielich by wznieść toast, tylko w jego kielichu była krew, chłopcy dostali wino. Brando obserwował ich z progu. Był on jednym z tych wampirów, którym nigdy nic się nie podoba, ale też takim, który jest oddany bezgranicznie swemu panu. Był nim Luis.

- Witajcie w moim domu. Mam nadzieję, że wam się tu spodoba. W prawdzie zostaniemy tu tylko tydzień.
- Po co tu w ogóle przybyliśmy?
– zapytał Lauri.

Hyden spojrzał na niego i dostrzegł coś w tym chłopcu czego nigdy dotąd w nikim.

- Ja i Twój brat mamy tu coś do zrobienia. A teraz jedzcie.

Wampir napił się z kielicha… Czuł jak wracają mu siły, czuł jak krew płynie w jego żyłach. Jeden kielich na dwa dni, takie tu było zalecenie. Czuł jednak, że dziś mógłby wypić znacznie więcej.
Chłopcy zaczęli jeść dziczyznę, którą podano, a ich opiekun pił powoli swój życiodajny napój… Nie odzywali się do siebie. On patrzał na Lauriego…

Był taki jak ja niegdyś, pełen entuzjazmu… Nic jednak z tego dobrego nie wyszło. Jestem teraz kim jestem. Bez życia, bez uczuć…

- My się pójdziemy przespać, dzisiejszy dzień był pełen przygód.
- Oczywiście. Dobranoc.


Hyden odprowadził ich wzrokiem. Wypił napój do końca. Udał się do salonu gdzie już siedział Brando i Luigi. Spojrzeli na niego uśmiechając się.

- No, wreszcie zaszczyciłeś nas swoja osoba.
- Dobrze wiesz Brando, że byłem tam, bo musiałem.
– usiadł na sofie.
- Przez ostatnie dwa lata mało tu gościłeś.
- Ciesz się, teraz zostaje na tydzień.
- Po co ci ten chłopiec?
– zapytał Luigi.
- Ma do nas dołączyć, przynajmniej ten starszy.
- A co z młodszym?
– zadał pytanie tym razem Brando.
- Wróci do domu…
- Jego nie zwerbujesz? Całkiem dobrze ci to idzie. Niewinni chłopcy tacy jak ty. Już nie pamiętasz jaki byłeś… Ile wtedy miałeś? 23 lata?
– mówił Brando.
- Wystarczająco. – podniósł się.
- Czekaj. Musimy porozmawiać o dzisiejszym ataku. Wiemy już coś o nim.

Hyden spojrzał na Luigiego i usiadł z powrotem.

- To jedni z starszych wampirów Lestata. Byli tu na zwiedzie. Szukali kogoś.
- Kogo?
- Tego jeszcze nie wiemy.
- Szukają popleczników pewnie. Chcieli zabić młodszego…
- Uratowałeś go?
– zapytał Brando.
- A jak sądzisz?
- Jesteś za bardzo człowieczy jak na wampira Hyden.
– stwierdził Luigi.
- Dobranoc panowie.

Odszedł do swojej komnaty. Nie lubił jak mu to wypominali. Czuł się wtedy jak ktoś, kto nie pasuje do żadnej z ras. Usiadł na łóżku i spojrzał w lustro. Jego skóra na twarzy nabrała barwy… Odpiął koszulę, żyły zniknęły. Czuł się znów dobrze. Uratował chłopca, miał znak, a co za tym idzie? Będzie musiał zrobić z niego wampira. Nie lubił takich sytuacji, gdy musiał zrobić z kogoś wampira, a ta osoba wcale się o to nie prosiła. Jednak wykonywał swoja prace dobrze. Zapewne inne wampiry zostawiły by chłopca na pastwę losu, ale nie Hyden.
Położył się na łóżku i patrzył w okno. Nie chciało mu się spać, ale też nie chciał schodzić na dół do swoich spół bratańców. Więc leżał i rozmyślał o przeszłości.
Nastał świt. Młodszy z braci jeszcze spał. Chris wstał i udał się do salonu, tam miał zaczekać na wampira. Po paru minutach zszedł Hyden. Bez słowa przywitania ruszyli ku wyjściu, tam czekały na nich konie. Oboje ruszyli w stronę Metropolis. Tam zasiadając w jakimś barze wszczęli rozmowę.

- Jesteś gotowy? – zapytał wampir.
- Nie… Jeszcze ten tydzień. Chcę zobaczyć jak żyjecie.
- My inaczej niż wy. Zostaniesz przydzielony do młodszego klanu.
- Wiem…
- Przykro mi.
- Nie może ci być przykro.
- Masz rację…
- Wiesz co? Nienawidzę dnia, w którym cię spotkałem.


Chłopiec wstał i wyszedł z baru. Hyden czekał aż wróci. Mijały jednak godziny, a chłopca jak nie było tak nie ma. Nie miał jednak w naturze martwić się o swoich przyszłych sojuszników. Czuł jednak, że coś może być nie w porządku. Wyszedł przed bar i rozejrzał się. Wciągnął powietrze i wyczuł świeża krew. Ruszył w tamtym kierunku. Szedł miedzy domami. Ulicą chodziło niewielu. Patrzyli na niego. Rzadko widywało się tak przystojnego mężczyznę i tak szlachecko ubranego. Czuł, że ofiara jest niedaleko. Doszedł przed miasto. Na łące leżało ciało… Dostrzegł w nim Chrisa… Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Ktoś go zabił. Podszedł do chłopca… Zabiły go wampiry. Ciało zostało pogryzione w wszystkie możliwe tętnice. Chłopiec otworzył oczy i ostatnie zdanie jakie powiedział to:

- Opiekuj się Laurim…

Hyden poczuł jakiś obowiązek wobec Lauriego, ale nie miał zamiaru opiekować się człowiekiem. Zamknął oczy martwemu chłopcu.

Dlaczego znak nie zadziałał? Było pewnie ich za wielu… Czego chcesz Lestacie?

Odszedł do zamku…
Był już wieczór kiedy doszedł pod bramy. Szedł cały dzień pieszo w promieniach słonecznych prowadząc konie, bez osłony. Miał zawroty głowy, ale brnął dalej w las gdzie już tylko czekał na niego cień. Nie potrafił zrozumieć dlaczego stracił tego chłopca. W sumie nigdy za nim nie przepadał, a nawet go nie lubił, był zbyt dorosły jak na swój wiek, za dużo wiedział, za wiele przemyśleń snuł. Straszył nawet buntem, gdy już zostanie wampirem. Jednak w jakiś sposób potrafili ze sobą rozmawiać.
Brando denerwował się czemu nie wracają, chłopiec zadawał za wiele pytań, których wampiry nie znosiły. Munvert, tak brzmiało nazwisko Brando, musiał się zajmować Laurim. Oczywiście nie miał takiego obowiązku, ale czuł respekt przed Hydenem. Oczywiście był starszy od niego, a po drugie zawsze wiedział co robi, ale pytania tego chłopca były dla niego nie do zniesienia. Już tracił ostatnie chwile swego opanowania, gdy do salonu wpadł ledwo przytomny mężczyzna. Wampir rozpoznał w nim ich przywódcę. Wziął Hydena na ręce i położył na sofie. Brando zdziwił się, że był taki lekki, ale przypomniał sobie jego post.

Nic dziwnego, że nie dał rady w tak prostej podróży do miasta… Lecz gdzie jest drugi człowiek? Czyżby coś się stało?

Lauri podbiegł do półprzytomnego.

- Gdzie jest Chris?!
- Nie żyje…
- powiedział i zemdlał.
- Nie!!! Jak to możliwe? Dałeś go zabić!

Chłopiec zaczął okładać go pięściami. Jednak jego teraźniejszy opiekun odciągnął go. I zaprowadził do jego pokoju. Kazał mu tu zostać. Luigi już był przy nieprzytomnym, gdy Brando wrócił. Poił go krwią.

- Nie możemy! – krzyknął gdy to zobaczył.
- Oddaje mu moją dzisiejszą porcję.


Głupiec! To jego wina, że jest w takim stanie.

Wyszedł na świeże powietrze. Luigi starał się ocucić Hydena i po dobrej chwili mu się to udało. Podał mu puchar swojej krwi, który ten wypił w kilku łykach. Poczym opadł na poduszkę. Zmęczenie ustępowało, siły powracały.

- Co tam się stało? – zapytał Luigi.
- Chłopiec wybiegł z baru, czekałem na niego, ale nie wrócił. Poszedłem go szukać i gdy wyszedłem poczułem świeżą krew. Okazało się, że to krew Chrisa. Kazał mi się zaopiekować Laurim, ale nie mogę tego zrobić. Nie będę się opiekować człowiekiem!
- Będziesz mógł go zrobić wampirem.
- W sumie masz rację… Jego brata zabiły wampiry Lestata.
- Co go napadło? Nawet znak nie pomógł?
- Było ich za wielu. Kilkanaście ukąszeń.
- Nie za ciekawie… Dobra odpoczywaj. I pogadaj z chłopcem.
- Tak wiem, dzięki Luigi za krew… Następnym razem oddam ci swoja.
- Nie ma sprawy.


Luigi odszedł porozmawiać z Brando, a platynowłosy udał się do pokoju chłopca. Zapukał do drzwi, ale nie usłyszał „wejść”. Jednak dochodziły go dźwięki szlochu. Wszedł bez zezwolenia. Lauri podniósł wzrok.

- Idź stąd!
- Nie mogę.
- Zabiłeś go!
- Zabiły go wampiry…
- Znów? Znów atak wampirów? Co wy macie z nimi wspólnego?
- …
- Może jesteś jednym z nich i przyszedłeś zabić mnie?


Jakiś ty mądry…

- Co jeśli bym ci powiedział, że zgadłeś?
- Nie wierzę ci!
- Jestem wampirem, ale nie chcę cię zabić.
- Nie wierzę, nie wierzę.


Podbiegł do Hydena i przytulił się do niego, a ten nieświadomie obiął go, lecz chwilę później puścił przyłapując się na tym co zrobił i odsunął od siebie.

- Nie możesz być wampirem, wampiry są zimne i nie mają uczuć ty mnie przytuliłeś.

Zbyt czuły, zbyt człowieczy. To moje przekleństwo. Pójdę nim stanie się jeszcze coś. Jutro tu wrócę i pokaże mu kim jestem.

Hyden zostawił chłopca samego w pokoju, zamykając drzwi na klucz, by ten w razie chęci ucieczki nie mógł wyjść. Była już noc, czas kiedy wampiry wychodziły na ulice, ale on został w domu, był nadal zmęczony więc położył się spać. Przez te dwa lata żył w ciągu dnia, a noce spędzał w zamku, czy w jakichś gospodach. Żył jak człowiek.

Już nie długo to się skończy. Znów wrócę do swoich zwyczajów… Niech tylko ten chłopiec stanie się wampirem…

Minął dzień, chłopiec zamknięty w swoim pokoju. Był głodny i spragniony, brak ubikacji zmuszał go do wstrzemięźliwości fizjologicznej. Zaczął stukać pięściami w drzwi, nikt jednak nie przychodził. Patrząc na słońce widział, że już jest koło 16:00… I wtedy wreszcie do jego pokoju wszedł Brando. Zabrał chłopca do łazienki, a później do jadalni, gdzie obaj spożyli posiłek w milczeniu. Żaden z nich się nie odezwał dopóki o 19:00 nie zszedł Hyden. Spojrzał na nich i wziął swój kielich. Brando obserwował go jak zasiadał z nimi do stołu, ale milczał.

- Zjesz kolacje i idziemy. – powiedział do chłopca.
- Jadłem już.
- Dlaczego go zamknąłeś?
– zapytał Munvert.
- A co tak nagle przejąłeś się jego losem?
- Oczywiste, że nikt nie lubi być zamknięty bez jedzenia i wody.
- To może się nim zajmiesz?
- Daj spokój…
- powiedział i odszedł w stronę salonu.

Hyden wypił napój do końca i ruszył w stronę wyjścia. Przechodząc przez salon spojrzał na Brando. Tamten spuścił wzrok. Lauri ruszył powoli za nim. Wyszli przed zamek i czekały na nich tam konie. Wampir dosiadł jednego z nich. Chłopiec uczynił to samo. Koń jego opiekuna był cały biały… Tak jak jego odzienie. Pogalopowali w stronę miasta.

No to zaczną się nauki…


Dojechali do miasta i ruszyli w stronę gospody, gdzie Hyden zawsze przebywał. Był to bar gdzie głównie przebywały same wampiry. Oczywiście z jego klanu więc miał tu dość wielkie uznanie. Już tylko wchodząc wszyscy kiwali głowami. Usiadł w swoim stoliku. Chłopak wszedł niepewnie. Dziwiło go, że wampira tu wszyscy znali. Usiadł przy stoliku.

- Wiesz co to za miejsce?
- Jakaś karczma…
- Nie byle jaka, uwierz mi…
- Wierzę, masz tu niezwykłe uznanie.
- A więc zauważyłeś, chcesz coś do picia?
– powiedział lekko się uśmiechając.
- Miód pitny mają tu?
- Wszystko czego zapragniesz…


Wampir kiwnął ręką i do stolika podszedł kelner. Zamówił miód. Po krótkiej chwili podano chłopcu kufel. Napił się odrobinę. Zamówienie oczywiście było na koszt firmy, ale chłopiec tego nie mógł wiedzieć.

- Po co tu przyszliśmy?
- Chciałem ci wyjaśnić kim jestem…
- A więc?
- Pamiętasz naszą wczorajszą rozmowę?
- . . .


Chłopiec zrobił wielkie, przerażone oczy… Chciał już wstać, ale…

- Siadaj!

I usiadł wypijając pół miodu.

- Jestem wampirem… Ale nie zabijam ludzi, nikt stąd tego nie robi.

Lauri rozejrzał się nerwowo.

- Do czego ja Ci jestem potrzebny?
- Stań się jednym z nas…
- Mam być wampirem? Jak?


Hyden wyciągnął szklaną strzykawkę z czerwono srebrnym proszkiem. Podał ją chłopcu. Lauri przyjrzał się miksturze. Przyłożył ją do żył, ale nie wstrzyknął zawartości. Spojrzał na wampira i uśmiechnął się do niego.

- Najpierw opowiedz mi o was. Wtedy podejmę decyzję, ale sądzę, że odpowiedź będzie pozytywna. Nie mam dla kogo już żyć… Mój brat nie żyje rodzice też…
- Opowiem, od czego chcesz zacząć?
- Od początku.
- Jak zapewne wiesz wampiry nie żyły do zawsze. Na ich założyciela została rzucona klątwa. I sam by zapobiec swojej samotności zaczął tworzyć sobie podobnych. Po kilkunastu latach zaczęły tworzyć się klany. Tak powstał Lestat. Został samozwańczym przywódca jednego z nich. Wampiry lgnęły do niego, był on jednym z ówczesnych najsilniejszych wampirów. Starsze gdzieś poznikały. Lestat obecnie ma trzy tysiące lat. Później on stworzył Luisa. Jest on naszym przywódca. Ma on dwa tysiące lat. Ja też powstałem z krwi Lestata. Jestem dużo młodszy od Luisa i mojego byłego pana. Mam tysiąc. Jednak w Luisie odkryłem bratnią dusze. Nie czuliśmy się dobrze zabijając ludzi. Więc odłączyliśmy się od niego i założyliśmy własny klan. Klan gdzie ludzie przystępują do niego z własnej woli i stają się jednymi z nas. I tak nasz klan się poszerzał. Z Luisa krwi już powstał Brando i Xelion, miałeś okazje ich poznać. Są jeszcze inni starsi. Jednak jedni są na misji inni dobrowolnie gdzieś polecieli. Widziałeś już przemianę… Potrafią to tylko starsze wampiry, te które przeżyły ponad pięćset lat. U nas w zamku jest taka zasada, że jeden kielich krwi pijemy na dwa dni. Niestety nie będziesz u nas przebywał. Przez lata staraliśmy się stworzyć jakąś substancję, która pozwoli na stanie się wampirem za jej pomocą. I o to ona, ta co trzymasz w swoich dłoniach. Podana do krwi zmienia Cię w ciągu pięciu minut w istotę taką jak ja oraz uodparnia na promienie słoneczne. Pamiętasz mnie wczoraj? Byłem po podróży z miasta w słońcu. Mikstura uodparnia na słonce, możesz na nie wychodzić, ale najlepiej jakbyś jednak go unikał, albo chodził w przykryciu. Wtedy nic Ci się nie stanie. Niestety jest jeden defekt tej mikstury… Zamiana jest bardziej bolesna od ukąszenia…
- Super. Kiedyś opowiesz mi bardziej szczegółowo… ok.?
- Nie ma problemu.
- A co z twoja historią?
- Na nią przyjdzie jeszcze czas. Chodź wracamy.


Lauri wypił resztę miodu i obaj wyszli z knajpy. Było coś koło 4 nad ranem, gdy dojechali pod zamek.
W salonie siedzieli już Brandon i Luigi oraz ciemno-długo włosy mężczyzna. Spojrzał na nich swoimi błękitnymi oczyma.

- Witaj Hyden.
- Witaj Luis.


Lauri zaskoczony odszedł do swojego pokoju. Nadal w ręku miał strzykawkę z magicznym proszkiem. Zachował ją i wysypał proszek do pudełeczka, które miał w torbie i schował też strzykawkę. Położył się na łóżku i zastanawiał się czemu odwiedził ich sam Luis. Jednak rozmyślania nie trwały zbyt długo, młodzieniec zasnął chwilę później.
Hyden usiadł na sofie koło Brando.

- Co cię tu sprowadza? – zapytał platynowłosy.
- Ty.
- O, no to słucham.
- Po co Ci ten chłopiec Hyde?
- Ma zostać wampirem.
- I trzymasz go w tym zamku? W zamku wampirów?
- Luis… Jego brat już w tym tygodniu miał się stać jednym z nas, ale atak wampirów Lestata nie oszczędził go.
- Słyszałem o tym. Mam nadzieję, że się nie mylisz.
- On chce zostać wampirem.
- Dobrze więc, może tu zamieszkać.


Hyden uśmiechnął się. Luis odwzajemnił uśmiech, wstał i wyszedł z zamku.
Ciszę końca kolejnego dnia przerwała muzyka wydobywająca się z fortepianu. Lauri obudził się słysząc ją. Zastanawiał się kto gra tak pięknie, patrząc za okno widział, że było jeszcze dość jasno. Muzyka jakby płynęła z duszy. Młodzian leżał jeszcze chwilę na łóżku po czym postanowił jednak sprawdzić, kto tak gra. Zszedł na dół do salonu. Po przeciwnej stronie jadalni znajdował się zamknięty pokój, z którego właśnie dobiegały dźwięki. Otworzył cicho drzwi i stojąc w progu zobaczył grającego Hydena w czerwonym fraku. Jego włosy robiły wrażenie jakby świeciły… Stał w tych drzwiach nawet nie wiedząc ile. Przy tej muzyce można było zatracić poczucie czasu i tak też się stało w przypadku Lauriego. Z tego stanu wyprowadził go nieznany mu jeszcze wampir – czarnoskóry Xelion. Zaprowadził chłopca do jadalni, gdzie czekał już na niego posiłek.
Był już wieczór. Xelion wytłumaczył Lauriemu, że Hyden gdy ma jakieś rozterki gra na fortepianie, przez co traci poczucie czasu i może to trwać nawet do rana. Człowiek słuchał go uważnie. Sprawiało mu przyjemność, gdy opowiadano mu o swym opiekunie, choć sam nie wiedział dlaczego. Czarnoskóry oczywiście wiedział kim jest owy chłopiec, z którym rozmawiał, Brando i Luigi mu już wyjaśnili.
W przeciwieństwie do Munverta, murzyn ufał Hydenowi i z chęcią mu pomagał. Wrócił właśnie z misji, w której miał poszukać lepszego miejsca do mieszkania. Ten zamek robił się za mały dla tylu wampirów. Wrócił z dobra wiadomością dla ich przywódcy. Znalazł wielka twierdzę, ale dość daleko od ludzkich miast. Znajdowała się na leśnym pustkowi, niegdyś zamieszkana przez wilkołaki. Teraz zupełnie opuszczona i nawet nadająca się do odnowy. Było jednak jedno ale, czy wilkołaki kiedyś nie będą chciały do niej wrócić. Hyden raczej unikał walk, niestety nie raz nie miał innego wyjścia. Wśród wampirów był typem samotnika, w przeciwieństwie do ich nocnego rozrywkowego życia, on wolał chadzać sobie samotnie po ulicach miasta, bądź odbywać spacery po lesie, który i tak już znał jak własną kieszeń. Często rozkochiwał w sobie kobiece serca i łamał zarazem. Nawet nie wdawał się z nimi w rozmowy. Wyjątki stanowiły kobiety, które odwiedzały ich karczmę i tam zauważały młodego mężczyznę ubranego przeważnie na biało. Każdy wiedział, że nawiązywał z nimi konwersację gdyż mogłyby stać się jednymi z nich. Wiele kobiet dzięki Hydenowi przystępowało do szeregów wampirów. Zabiegały o jego względy, ale szybko się przekonały jaki był naprawdę, więc rezygnowały i szukały partnerów wśród reszty wampirzej arystokracji. ..
Xelion opowiadał chłopcu, gdy muzyka przestała grać. Do salonu wszedł grajek i skierował swe kroki do jadalni. Usiadł przy nich bez słowa, jednak kiwnął tylko murzynowi na przywitanie. Spojrzał na chłopca. Twarz nie zdradzająca żadnych emocji i te ciemne oczy, jakby puste, ale jednak coś się w nich tliło. Nikt jednak nie wiedział co.
Chwilę później do jadalni doszli również Brando i Luigi. Zaczęła się rozmowa o misji i prawdopodobnej przeprowadzce. Lauri słuchał tego jak zaczarowany, otwierał się przed nim nowy świat, a on chciał już wiedzieć wszystko. Jednak ból przemiany na razie wstrzymywał go od podjęcia decyzji…
Deszczowy dzień nastał. Hyden obudził chłopca koło 12 popołudniu. Zaspany nie wiedział co się dzieje. Był zmęczony, nie mógł od razu zasnąć po wczorajszej rozmowie, rozmyślał… A teraz budzi go on o tak wczesnej porze.

- Wstawaj, przed tobą pierwsze zadanie. Ruszamy do Metropolis.
- Ale jest dzień…
- Deszczowy.


Wampir wyszedł z pokoju. Ubrany w ten sam frak co wczoraj. Lauri zwlekł się z łóżka. Dołączył do nauczyciela w salonie.

- Wyjadę pierwszy do Metropolis. Twoi zadaniem będzie mnie odnaleźć. Powinieneś wiedzieć gdzie można znaleźć wampiry, to Ci się przyda w przyszłym życiu… Masz czas do rana, no i ubierz się jakoś…
- Przecież to jest nie do wykonania! Nawet nie znam waszych zwyczajów!
- Zacznij myśleć jak wampir.
- Jeszcze nim nie jestem!
– krzyknął za odchodzącym.

Ujrzał jak dosiada swojego białego rumaka i puszcza się galopem w las.



- Jak to mam zrobić?! – krzyknął w ciszę.

Przeszukał pokoje mu dostępne w znalezieniu ubrań, ale nie znalazł nic.

Ale zaraz! To była podpowiedź! Tak! Wampiry… Ubiór… Szlachecki, Arystokracja… To ich styl.

Wybiegł na dziedziniec i dosiadł konia, który tam na niego czekał. Pogalopował do miasta. Przywiązał go do słupa nieopodal, gdyż dostrzegł przywiązanego białego konia.
Ruszył wolnym krokiem zatłoczona ulica. Nawet podczas deszczu była tu masa ludzi. Zastanawiał się jak ma znaleźć w tym tłumie wampira.

W karczmie go pewnie nie będzie, to by było zbyt proste. Może gdzieś, gdzie jest dużo ludzi? Ale tu jest ich wszędzie dużo! Nie znajdę go w życiu…

Szedł jednak w głąb rozglądając się po bokach. Miasto było ogromne. Nie wiedział właściwie od czego zacząć. Ludzi nie chciał pytać o wampiry, bo jeszcze by go wyklęli… choć ta myśl nie dawała mu spokoju. Zawsze mógł powiedzieć, że jest łowca wampirów, ale brak jakiejkolwiek broni go zdradzał. Jednak Hyden był wyjątkowy nawet na wampira, więc może być wśród ludzi charakterystyczny. Jego włosy i ta twarz dała się zapamiętać w pamięci bez większych trudności i jeszcze jego ubiór, był łatwo rozpoznawalny, ale wampiry potrafiły stawać się mało rzucający w oczy, gdy chciały.
Przypomniały mu się jednak słowa Xeliona o jego zdolnościach rozkochiwania kobiet. Poszukał na ulicy jakiejś młodej niewiasty i zapytał o platynowłosego, młodego szlachcica. Stwierdziła, że widziała tu kiedyś takiego, ale nie wie gdzie może przebywać i odeszła.

Nie, nie to jednak nie ma sensu.

Usiadł pod jakiś budynek z daszkiem czekając aż deszcz, który właśnie przemienił się w ulewę, trochę ustanie. Ludzie też poznikali gdzieś w sklepach czy domach. Ulice stały się prawie całkiem puste.
Deszcz jednak nie ustawał, a Lauri siedział rozmyślając. Zrobiło mu się chłodno, w końcu przemókł wcześniej.

Mam dość! Wracam.

Powstał i ruszył w stronę wyjścia z miasta. Wiatr wiał. Dosiadł konia, biały rumak jeszcze tam był. Wrócił do zamku, który wcześniej wydawał mu się znacznie większy, ale teraz patrząc na niego dostrzegł jaki był niewielki. Wszedł w przejściu minął Brando. Wampir spojrzał na niego z zdziwieniem. Z Lauriego kapało, nie została na nim sucha nitka.

A ten co? Zachciało mu się deszczowego spaceru? Jednak ta mina nie była za wesoła jak po spacerze.

Munvert poszedł do salonu włączając muzykę. Lauri udał się do łazienki wziąć gorącą kąpiel. Wrzucił ubrania w kąt i wszedł do wanny. Zanurzył się w ciepłej wodzie i bąbelkach. Zaczynał się robić senny, w końcu nie spał za wiele…
Zbudziły go odgłosy dobiegające z dołu. Jednak nie wyszedł z wanny. Wypuścił już zimna wodę i dolał sobie ciepłej. Pogrążył się w stan błogiej niewiedzy zasypiając znowu, nie wiedząc, że była 12 w nocy.
Odgłosy, które zbudziły Lauriego zostały wywołane przez Hydena wtaczającego się do środka. Brando wstał by go podtrzymać. Wyczuł, że wampir pił alkohol… Hyden wziął go za ręce i zaczął tańczyć i gdyby nie drugi wampir pewnie wywrócił by się o komodę. Posadził on pijanego na sofie. Patrzył na niego zły i pomagał mu zdjąć mokre ubranie. Zostawił go nagiego i poszedł po świeże ubranie. Wrócił z czystą koszulą i spodniami, ale nie zastał wampira na swoim miejscu, tylko w jadalni pijącego kieliszek wina.
Brando wyrwał mu go z ręki i zaniósł Hydena z powrotem na sofę, podał ubrania i czekał aż się ubierze.

- Gdzie Lauri?
- Bierze kąpiel.
- powiedział ukrywając złość.
- Oh… - westchnął i zaczął się śmiać.
- Zostawię cię… - powiedział Munvert i odszedł.

Odszedł, choć wiedział, że nie najlepiej jest zostawiać go samego. Hyden korzystając z okazji ruszył chwiejnym krokiem w górę w kierunku łazienki. Wszedł bez pukania.
Lauri zbudzony nagłym najściem wystraszył się. Nie zauważył, że wampir był pijany. Wziął tylko ręcznik i okrył się siedząc w wodzie.

- Co miałeś zrobić?
- To było nie do wykonania, poza tym ta pogoda nie sprzyjała mi w ogóle.
- Tak, tak. Wychodź!
– powiedział wampir.
- Zostaw mnie! Odejdź!

Hyden zaczął wyciągać chłopca z wody, ale tamten bronił się zaciekle. Brando wpadł do łazienki odciągając napastnika i biorąc go na ręce. Postawił go na ziemi dopiero na dole. Strzelił mu w twarz. Głowa poleciała w bok, wytrącając go z równowagi. Wampir podparł się podłogi. Podnosząc się z ziemi, chwycił się za policzek i spojrzał na Brando.

- O co ci chodzi?!
- Miał zadanie. Miał je starać się wykonać. Miał mnie znaleźć!
– oczy zaświeciły złotem.
- Tak? Miał szukać pijanego wampira?? Gdzie? W Metropolis? Miał Cię znaleźć?
- Powinien.
- On nie jest jeszcze wampirem by znać nasze zwyczaje i posiadaćwyostrzone zmysły. Co Ci odbiło?
- Daj spokój Brando.
– powiedział i odszedł w stronę wyjścia.
- [/i]Stój ! znów chcesz zmoknąć?
- Jest mi to jedno… [/i]- wyszedł trzaskając drzwiami.
- To idź do diabła idioto!!! – krzyknął za nim.

Lauri w szoku wyszedł z łazienki i pobiegł do swojego pokoju. Słyszał krzyki dwóch wampirów, ale usiadł na łóżku i patrzał przez okno jak Hyden znika…
Wampir szedł w deszczu w las. Złość w nim kipiała. Zaczął biec, oczy nadal złote i wydłużające się kły. Zaczęły rosnąć szpony, skóra gadzia… Ogon przedziurawiający spodnie, skrzydła rozrywające koszulę. Wydłużone uszy i pysk… Zbił się w powietrze ukazując się na tle księżyca i krzycząc w niebo. Po czym zanurkował z powrotem w las.
Brando obserwował to siedząc na fotelu, przy czym jego oczy też zapłonęły złotą barwa tylko na chwilę.
Zbliżał się ranek, gdy do zamku wrócili Luigi i Xelion. Zobaczyli na fotelu śpiącego wampira. Zbudzili go.

- Wstawaj.

Munvert otworzył oczy, myślał, że może Hyden wrócił, ale stojące postacie nad nim nie było nawet trochę do niego podobne. Wstał bez słowa i ruszył do swojego pokoju. Pozostali bezradnie wzruszyli ramionami i sami udali się do swoich.
Minął kolejny dzień i nastała noc. Wszyscy spotkali się w jadalni, prócz Hydena. Dwa wampiry zdziwiły się, ale nie zadawały pytań widząc minę Brando i Lauriego. Jednak po kolejnych dwóch dniach braku obecności ich przywódcy, bez wcześniejszej informacji wyjazdu zaczęły się pytania. Lauri nie odzywał się, mimo, że w środku chciał wygarnąć wszystko. Munvert opowiedział im wybryk nieobecnego. Oczywiście nie kryli rozczarowania.

- Brando, każdemu może jednak się zdarzyć chwila słabości.
- Trwająca trzy dni?
- Dobrze wiesz, że Hyden…
- Xelion spojrzał na Lauriego – jest wyjątkowy…
- eh… Nie mówmy o jego wyjątkowości… - powiedział przygnębiony Brando.
- Lauri, nie słuchaj go, sam pewnie zazdrości Hyde’owi tego kim jest.

Munvert uderzył pięścią o stół. Warknął. Oczy zapłonęły patrząc gniewnie na Xeliona. Młodzieniec spojrzał na rozgniewanego wampira i wcale się nie dziwił jego reakcji. Początkowo podziwiał Hydena, ale teraz zaczynał widzieć go też w innym świetle. Chciał w nim widzieć kumpla, ale docierała do niego prawda… Wampir nigdy nie zostanie przyjacielem człowieka… Jedyne co mu pozostało to przemiana w wampira, bądź rezygnacja… Choć wątpił też, że wampiry miały przyjaciół wśród swoich, z tego co zaobserwował oni po prostu wzajemnie się tolerowali, jedni bardziej drudzy mniej.
Do zamku wszedł półnagi mężczyzna. Spojrzał na nich mętnym wzrokiem i upadł w progu do jadalni.

- Hyde!

Krzyknął Xelion i podbiegł do leżącego na ziemi.
Wampir obudził się w swoim łóżku. Był sam w pokoju. Wstał i spojrzał w lustro. Jego oczom ukazała się marna sylwetka. Przypomniał sobie, co się właściwie stało, był zły na siebie. Zobaczył, że był umyty. Ubrał się w luźna koszulę i spodnie. Zszedł boso. Na dworze świeciło słońce…
Lauriego obudziła znów muzyka płynąca z fortepianu, zszedł do tego pokoju, ale stanął w progu.

- Wejdź… - usłyszał głos.

Usiadł na taborecie koło instrumentu. Wampir nawet na niego nie spojrzał.

- Nie tak miało wyjść...
- Domyślam się.
- Zaczniemy nauki inaczej… Jeśli jeszcze masz ochotę.
- Oczywiście, że mam.
- Dobrze więc…


Zapadło milczenie. Hyde grał, a jego palce jakby pływały na klawiszach.

Tylko tyle? Myślałem, że przeprosi…

Patrzał jak mistrz gra, lecz chwilę później chłopiec wstał i gdy już miał wychodzić muzyka przestała grać. Odwrócił się, ale Hydena już nie było. Poczuł tylko delikatny podmuch koło siebie. Spojrzał do salonu i zobaczył go idącego do jadalni. Ujrzał przy stole również nowa postać.

Żółtoskóry wampir? Nieźle…

Hyden obiął na przywitanie skośnookiego. Nawet się uśmiechnął na jego widok. Wypili po łyku z pucharu.

Świetnie, czuję się tak jakbym w ogóle dla niego nie istniał. Przyjechał jakiś wampir i ma mnie gdzieś.

Platynowłosy spojrzał na Lauriego i uśmiechnął się tak, jakby wiedział o czym on myślał.

Czy to możliwe? Może powinienem bardzie zważać na słowa i myśli. Sprawdźmy. Mogę się dołączyć?

Kiwnął głową. Rikato spojrzał w stronę, która patrzył Hyde. Uśmiechnął się do chłopca i kiwnął mu głową też.
Lauri zaskoczony ruszył w stronę stołu. Dowiedział się, że pokój, który zajmuje jest pokojem Rikito i od dziś będzie spał z Hydenem na materacach. Nigdy nie był w pokoju swego opiekuna więc nie wiedział jak on wygląda, ale był ciekaw.
Dowiedział się, że stworzył go Hyde i od początku byli sobie blisko. Był on wampirem wesołym z poczuciem humoru. Pochodził z Ceyberi z wyspy, która słynęła z szybkiego rozwoju techniki. Wyjechał stąd sto lat temu by zobaczyć znów swoje miasto. Wróciwszy mógł przerobić zamek na większy i mocniejszy dzięki swej zdobytej wiedzy. Oczywiście Hydenowi było to na rękę, lubił ten dom i raczej nie opuściłby go gdyby nie musiał.
Rikato Jakamata opowiedział im o przygodach jakie przeżył i ludziach jakich poznał. Nalał sobie do kieliszka wino, Hyde odmówił, gdy ten chciał go poczęstować. Lauri spojrzał na platynowłosego i uśmiechnął się w duchu.
Po trzech kieliszkach wina, cyberiańczyk śmiał się z byle jakiej rzeczy, która w normalnych warunkach nie była by w ogóle śmieszna, ale zaraźliwy śmiech wampira wywoływał radość wszystkich do okoła.
Chłopiec pierwszy raz zobaczył jak przywódca się śmieje. Jego śmiech był bardzo melodyjny, a barwa głosu czysta.

Pewnie też potrafi śpiewać…

Gdy nadszedł kolejny ranek rozeszli się do swoich pokoi. Lauri poszedł za Hydenem do jego. Wszedł i zobaczył, że był ciemny, mały i prawie pusty. Była wielka szafa, materac na ziemi i lustro na ścianie. Chwilę później do pokoju donieśli jeszcze jeden materac. Dołączyli go do materaca Hyde.
Wampir rozebrał się do naga i położył na swojej części. Chłopiec nie wiedział czy ma się rozebrać, czy w ogóle kłaść.

- No połóż się. – powiedział do młodzieńca.

Lauri rozebrał się do majtek i położył na swoim materacu. Patrzył na wampira, widział go wyraźnie mimo, że w pokoju zapanowała ciemność od zasłoniętych okiennic. Leżał za zamkniętymi oczami na plecach, a on na boku przyglądał się mu. W końcu wampir odwrócił głowę w stronę chłopca i spojrzał na niego.

- Co?
- Nic…
- To śpij.


Znów zapadła cisza. Oboje patrzeli na siebie, jednak żaden nie odezwał się do siebie. W końcu Lauri nie wytrzymał i zapytał.

- Mogę cię dotknąć?
- Czemu nie…


Dotknął ręki i klatki wampira. Była zimna i idealnie gładka.

- To tak zawsze?
- Zazwyczaj…
- odpowiadał mu z zamkniętymi oczami.
- To znaczy?
- Pijąc krew stajesz się cieplejszy.
- Nie jecie nic innego?
- Nie.
- A co z piciem?
- Nie pijemy.
- A alkohol?


Hyden spojrzał na niego.

- Działa na nas dość zgubnie.
- Mhm…
- Idźmy już spać.
– znów zamknął oczy.
- Czujesz coś?
- He?
- No, czy czujesz w sensie uczuć?
- Nie.
- Nie wierze.
- To po co pytasz…?
- Z Rikato byłeś szczęśliwy.
- Dawno go nie widziałem.
- Co nie zmienia faktu.
- Idźmy już spać.


Po krótkiej ciszy…

- Hyden…
- Tak?
- Lubisz mnie?
- … Zadajesz za ciężkie pytania.
- Lubisz?
- Nie wiem…
- Chociaż trochę?
- Trochę… Dobranoc.


Żaden już się nie odezwał.
Rikato wraz z kilkoma innymi wampirami zajęli się rozbudową i przebudową zamku. W tym czasie Hyden i Lauri przenieśli się do miasta na tydzień. Pokazywał mu miejsca, gdzie można spotkać wampiry. Mówił mu o ich przyzwyczajeniach i stylu życia. Chadzali razem na jakieś bale czy imprezy organizowane przez bogatszych mieszczan. Czasami chłopiec musiał znaleźć wampira gdzieś w mieście. Udawało mu się to często. Spotykał Hyde w wielkim budynku, gdzie było wiele sklepów i restauracji. Siedział gdzieś na korytarzu zazwyczaj lub przy stoliku z siedzeniami skórzanymi dla palaczy. Nawet parę razy zobaczył go palącego papierosa lub cygaro i gadającego z jakimiś wielkimi facetami.
Nie raz proponował Lauriemu przemianę wyciągając strzykawkę. Chłopiec jednak odmawiał, mówiąc, że jeszcze nie nadszedł jego czas, że chce się więcej dowiedzieć.
Szli ulicą w stronę wampirzej gospody… Prawie w ogóle nie rozmawiali. Zobaczyli zgromadzonych ludzi wokół budynku. Stali w dość wielkim kole. Lauri podszedł tam i zobaczył psa przygniecionego przez skrzynki, a obok palącą się plamę nafty wypływająca z kanistra. Ogień już podpalał drewno. Ludzie rozeszli się na jedną stronę by zrobić miejsce chłopcu. Hyden stał z boku obserwując całą scenę. Młodzieniec chciał podnieść skrzynki, ale były za ciężkie. Zawołał swego opiekuna, ale ten się nie ruszył z miejsca.

- Pomóż mu! – patrzał na niego błagalnym wzrokiem.

Hyden stał niewzruszenie. Rudowłosy znów sam próbował zrzucić skrzynie z psa, ale nie potrafił. Był chudy i nie miał na tyle siły.
We wnętrzu wampira pojawiła się rozterka. Normalnie by nie pomógł psu. Był wampirem i nie obchodziły go zbytnio sprawy ludzkie. Nie widział powodu by ratować zwierze. Jednak widząc, jak chłopiec sparzył sobie dłoń, dalej próbuje pomóc zwierzęciu ruszył w tamta stronę odepchnął podopiecznego. Podniósł drewniane klatki i wyciągnął poparzonego psa, który strasznie skomlał. Podbiegła do niego jakaś kobieta z dzieckiem i dziękowała mu uratowania ich pupilka. Kłaniała się wampirowi w pas. Po czym wzięła zwierze na ręce i ruszyli w stronę weterynarza.
Lauri podszedł do Hyde i klepnął go w ramię.

- Dzięki.

Ten nic mu nie odpowiedział. Był zdziwiony swoją reakcją. Chłopiec owinął swoją rękę chusteczką i ruszyli w stronę karczmy. Wampir szedł z spuszczoną głową. Nie mógł uwierzyć w to co się stało.
Zajęli stolik, przy którym już nie jeden raz zasiadali. Kelner już wiedział co pił młodzian, i gdy tylko wchodzili zanosił do ich stolika kufel miodu pitnego.
Oboje patrzeli na siebie czekając aż któryś się odezwie. Jak zawsze ciszę przerywał Lauri.

- Dlaczego mi nie pomogłeś od razu?
- Nie w mojej naturze leży pomoc…
- Jednak pomogłeś, dlaczego?
- Nie wiem, coś mnie tknęło.
- Opowiedz mi coś o sobie.
- Moi towarzysze nic ci o mnie nie wspominali?
– zapytał rozsiadając się wygodnie rozkładając ręce na oparcie narożnika.
- Chciałbym usłyszeć jak to się stało, że zostałeś wampirem…
- No tak, czas nadszedł…
- O!
– chłopak podparł głowę na rękach.
- Miałem 23 lata, gdy to się stało. Byłem wesołym, pełnym dobrego humoru, optymistycznym człowiekiem. Moja rodzina zaliczała się do tych z wyższych sfer. Stąd moje upodobanie do tego stylu… Byłem jednym z najbardziej lubianych młodych paniczów. Cieszyłem się życiem i korzystałem z niego jak tylko mogę. Kobiety do mnie lgnęły, zresztą pewnie jak ci opowiadał Xelion teraz też… Tylko teraz one mnie nie pociągają. Kiedyś bardzo. – zamknął oczy przywołując wspomnienia. – Poznałem pewną młodą, ale starszą ode mnie kobietę. Była moim ideałem. Jednak ja jej nie pociągałem. Jak później się okazało była wampirzycą… Spalili ją. Strasznie się wtedy załamałem. Jednak czas szybko leczy rany. Znów wesoły, pełen życia. Pchałem się w największe kłopoty. Kiedyś ojciec musiał za mnie zapłacić okup. Mój świat się załamał, gdy moją rodzinę zabili barbarzyńcy. Zostałem zupełnie sam. Dom spłonął. Nikt już się mną nie przejmował, nie miałem z czego żyć. Ktoś wziął mnie do pracy, jakiś rolny chłop. Jednak szybko stamtąd wyleciałem… Zbyt się puszyłem swoim pochodzeniem. Nikt mi jednak nie wierzył. Nie potrafiłem zrozumieć, że teraz się nie liczę, że jestem ich pokroju… Chodziłem od domu do domu mówiąc, że mają wpuścić szlachcica. Jednak byli głusi na moje prośby… Spędziłem rok na ulicy nie tracąc nadziei, że jednak ktoś ujrzy we mnie arystokratę, na próżno. W swoje urodziny poszedłem w miejsce gdzie zawsze spędzałem je z ojcem… Nad strumyk w lesie. Usiadłem nad wodą i patrzałem na swoje brudne oblicze. Moje oczy straciły blask… I wtedy pojawił się on. – otworzył oczy i spojrzał na słuchającego w pełnym skupieniu chłopca. – Lestat. Wampir. Nie wiedziałem kim jest, ale on wiedział kim jestem ja. Zaproponował mi powrót do życia pełnego chwały o ile tylko zechcę. Czułem, że nadeszło zbawienie… Że jednak ktoś mnie pamięta, że widzi we mnie kogoś. Mówił, że chodził na zabawy organizowane przez moją rodzinę i mnie obserwował. Czułem się znów szczęśliwy. Powiedział, że może ofiarować mi życie wieczne. Wziąłem to wtedy za żart. Jednak, gdy złożył pocałunek na mej szyi, dowiedziałem się prawdy. Przypomniała mi się ta kobieta… I nie protestowałem. Byłem ledwo żywy, gdy podał mi swój rozcięty nadgarstek. Zacząłem ssać z niego krew… Po pewnej chwili zabrał go, a ja poczułem jak moje ciało umiera, czułem okropny ból, rzucałem się na ziemi jak złowiona ryba. Krzyczałem, wyłem, drapałem ziemię. On patrzał na mnie z uśmiechem.
Obudziłem się w jakimś domu. Wstałem odsłoniłem zasłony i poczułem okropny ból. Zasłoniłem je z powrotem. On stał już w progu. Jesteś wampirem, wczoraj narodziłeś się na nowo… I tak zaczęły się nauki. Zabijałem, bo sprawiało mi to początkowo przyjemność, ale z czasem źle się z tym czułem. Odmówiłem picia ludzkiej krwi. I tak poznałem Luisa… Był taki jak ja. Odłączyliśmy się od Lestata…. Dalej wiesz…


Chłopiec patrzył na niego, pełen podziwu…

- Kiedy stałeś się takim samotnikiem?
- Dobre pytanie… Moje oczy zgasły naprawdę, gdy zrozumiałem tak naprawdę kim jestem… Wtedy nad strumieniem straciłem tylko sens życia… Nie potrafiłem się pogodzić z tym, że jestem wampirem, starałem się na siłę żyć z ludźmi… Lecz szybko dowiadywali się kim jestem, gdy spałem we dnie, a w nocy wychodziłem na świat… Nie potrafiłem zrozumieć… Lecz gdy pojąłem, stałem się tym kim jestem do dziś. Samotnym, pełnym żalu wampirem, żalu do siebie, że nie potrafiłem odmówić… Jednak z czasem każdy przyzwyczaja się do tego co ma… I ja również się przyzwyczaiłem… Zacząłem przemieniać ludzi, którzy tego chcieli… W naszym zamku mieszkają ludzie… mają swoją część. To oni gotują dla ciebie. Od nich go wypożyczyliśmy. Jednak są już starzy i gdy tylko umrą my odziedziczymy cały zamek. Może z jakieś dziesięć lat? Może z pięć…
- Nie boją się was?
- Nie. Luigi jest jedynym z ich rodziny…
- Kto go zamienił?
- Brando…
- Oh…


Zapadła cisza, którą przerwał najazd na karczmę. Hyden złapał chłopca i wyleciał razem z nim tylnym wyjściem. Pobiegli do koni i ruszyli w stronę lasu.
Będąc już w swoim pokoju na łóżku Lauri zapytał…

- Często zdarzają się takie najazdy?
- Czasami…
- Ginie ktoś wtedy?
- Oczywiście… ale nie zawsze.
- To straszne…
- Tak. Ludzie odwiedzając naszą gospodę zauważają coś i donoszą na nas. Wtedy musimy się ewakuować…
- Przykre…


Hyden patrzał na młodzika i złapał się na tym, że zaczyna lubić tego chłopca…

Nie może do tego dojść…

Wampir obudził się i poczuł, że coś przyciska jego klatkę. Zobaczył Lauriego leżącego na nim. Lekko się wzdrygnął i wyszedł spod śpiącego chłopca trochę zbyt gwałtownie. Ten jednak się nie zbudził. Wyszedł z pokoju, ubierając się na szybko.

To jest nie do pomyślenia… Muszę zacząć się izolować. Nie mogę polubić tego chłopca, bardziej niż już to się stało.

Zszedł i napił się krwi.

Nie będę się z nim widywał przez jakiś czas… Jednak śpimy razem. Może ruszę gdzieś w podróż… Niech Rikato ten zamek szybciej rozbudowuje.

Wyszedł i na swoim koniu ubrany tylko w luźna koszulę i spodnie ruszył do Metropolis.
Lauri obudził się. Pospiesznie się ubrał i zszedł na dół. Nie było nikogo mimo, że na dworze już panowała ciemność. Postanowił poszukać Hydena. W mieście go jednak nie znalazł. Zdziwił się, bo przetrząsnął wszystkie możliwe miejsca gdzie mógł go znaleźć. Nie wiedział jednak, że wampir obserwował go…
Młodzian wrócił do zamku i wreszcie spotkał swego opiekuna. Nie chował rozczarowania.

- Gdzie byłeś?
- Wiesz, miałem parę spraw do załatwienia… Spałeś, a nie chciałem Cię budzić.
- Mogłeś chociaż zostawić jakąś wiadomość.
- Nie pomyślałem.
- Idę spać, jestem wykończony, szukałem Cię po całym Metropolis.
- oh…


Chłopiec zauważył, że Hyde wcale nie żałuje… Nie wiedział, co mogło spowodować taką reakcję u niego, ale jakoś nie miał zamiaru pytać, był zły. Mimo, że chciał się dowiedzieć z całego serca. Było im razem dobrze i nawet zauważył, że wampir się zmienił… Polubił go i nie krył się z tym, gdy byli razem.

Jednak przyjaźń z wampirem może być możliwa… Ale co mu się stało teraz? Może jednak się mylę?

Hyden, jak tylko Lauri odszedł, padł na sofę zrezygnowany. Myśli chłopca nie dawały mu spokoju…

Przyjaźń? Nie możliwe, nawet nie pamiętam jakie emocje temu towarzyszą. Przecież byłem dla niego oschły jak tylko się dało… A może jednak nie? Za bardzo starałem się zdobyć jego zaufanie… Muszę to naprawić, muszę wyjechać… Oczywiście Brando i reszta nie wybaczą mi tego, że zostawiłem go z nimi. Może jednak przyda im się w budowie?

Nie chciał wracać do pokoju. Czuł, że znów by uległ… Siedział na sofie i patrzył w księżyc, który teraz był tylko rogalikiem.

Pół roku już mieszka w tym zamku, tyle już wie… Jednak nie chce się przemienić. A ja… Coraz mniej też tego chcę… O ironio…

Nie czekając dłużej wyszedł i zniknął. Pojechał do Metropolis, zostawiając wiadomość, że ma ważną misję. Członkowie zamku nie zdziwili się wcale… Mimo, że Bradno mogłoby się zdawać najmniej lubił przywódcę, doskonale znał rozterki jakie kierowały jego zachowaniem.
Odnalazł go bez problemu w mieście w wynajętym domu. Wszedł bez pukania i zobaczył Hydena siedzącego w wielkim fotelu patrzącego w okno. Pewnie zauważył gościa, ale nie ruszył się. Brando rozejrzał się. Dostrzegł, że ten dom idealnie pasuję do mieszkającego w nim obecnie lokatora. Wielki pokój i ten wystrój…

- Co jest Hyde? – usiadł naprzeciwko.
- Brando… Czy ty wiesz jak ja się czuję? – zapytał wampira, nie patrząc na niego, lecz dalej spoglądając w okno.
- Mogę się jedynie domyślać…
- Nie, nie możesz… To jest zbyt ciężkie…
- Hyde…
- Czuję, że coś mnie pali… Czuję ból…
- Hyde…
- Dlaczego spotkało to mnie? Powiedz mi…
- powiedział szeptem ostatnie dwa słowa i spojrzał na niego, a z oczu leciały krwawe łzy.

Brando wstał w fotela, Hyden też. Munvert przytulił go… Stali tak dopóki się nie uspokoił. Po czym każdy z nich usiadł na swoje miejsce. Brando pierwszy raz poczuł współczucie do kogoś. Nigdy nikogo nie żałował, aż wreszcie…

- Wracasz?
- Nie, jeszcze nie…
- Do zobaczenia…


Zostawił go samego w swoim obecnym lokum. Wracając starał sobie przypomnieć jak to było zanim stał się wampirem…
Lauri też chodził jakiś przygaszony. Pomagał w budowie. Tęsknił, za Hydenem… Był mu jak brat, a tak przynajmniej go traktował. Prawdziwy przyjaciel…
Minęły dwa tygodnie. W drzwiach zamku pojawił się on. Lauri podbiegł do niego, gdy go zobaczył i chciał obiąć, ale Hyde zatrzymał go swoja siła w połowie drogi. Chłopiec spojrzał zdezorientowany. Wampir odszedł do swojego pokoju.
Tego dnia Lauri spał na sofie. Obudził się, mając zły sen. Nastał już wieczór.

Nie wierzę, to nie może być prawdą.

Wszedł bez pukania do pokoju. Był pusty. Wziął swoją torbę i ruszył do miasta. Znalazł Hydene w tym centrum handlowym.

- Co ty w ogóle wyprawiasz? – usiadł naprzeciwko niego.
- Nic…
- Nic? Nic? Znikasz na dwa tygodnie, a potem po prostu wracasz i nic nie wyjaśnisz?
- Nie muszę się tobie tłumaczyć.
- Daj mi strzykawkę, podjąłem decyzję.
- Nie…
- Co?! Daj mi tą strzykawkę, chcę być wampirem!
- Nie.
- Hyden!
- Nie będziesz jednym z nas…
- Dlaczego?!


Wampir wstał i ruszył w stronę wyjścia. Lauri się nie ruszył tylko krzyknął za nim.

- Dlaczego?!
- Jesteś mi zbyt bliski…
- powiedział to szeptem, chłopiec tego nie usłyszał. Zniknął.

Pojawił się przed centrum i ruszył, w którąś z uliczek. Lauri ruszył biegiem w stronę wyjścia, ale za nim tam dotarł nie ujrzał już wampira. Zaczął biec prosto przed siebie. Znalazł się przed bramami miasta na tej samej polanie gdzie został zabity jego brat, ale on nie wiedział o tym. Stanął dokładnie w tym samym miejscu, w którym leżało ciało Chrisa.

- Nie zabronisz mi Hyde!!! Będę wampirem i mi nie przeszkodzisz! – krzyczał.

Wiedział, że wampir go słyszy.
Szedł z rękoma w kieszeni w stronę drugiego wyjścia z miasta ze spuszczoną głową.
Lauri otworzył torbę i wyciągnął z niej strzykawkę i pudełeczko, w którym znajdował się proszek. Naładował ją i przyłożył do ramienia. Zawahał się, ale już postanowił, nie było odwrotu.
Wbił igłę w ciało, na jego twarzy pojawił się grymas… Wpuścił powoli całą substancję. Rzucił pustą strzykawkę w trawę i w tej samej chwili poczuł okropny ból…
Hyden usłyszał przerażający krzyk… I ludzie z miasta też go słyszeli. Szedł dalej przed siebie.
Ból minął. Nowo narodzony wampir leżał na ziemi… Czuł się dziwnie, docierało do niego zbyt wiele bodźców, ruszył w stronę zamku…

Teraz pokaże ci kim jestem!

Platynowłosy stanął przed swoim koniem.

- Jestem Hyden Derai – wampir z uczuciami, dziś narodziłem się po raz trzeci…

Puścił się na swym koniu do swojej siedziby…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hanyou dnia Pon 22:35, 18 Sie 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tamara
Kapitan Planeta



Dołączył: 18 Cze 2008
Posty: 751
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 4:30, 19 Sie 2008    Temat postu:

Hmmmm....
Musze powiedzieć, że trfiłas w moje upodobania:P
Bo ja bardzo lubię opowieści o wiampirach, wiec jak dla mnie zajebiaszczo!
Tylko skończyło się to opowiadanie tak jakby zbyt szybko, zbyt gwałtowie. Mogłabys coś jeszcze dodać... .
Moim zdaniem powinnaś też popracowac trochę nad składnią zdań i trochę"lepszym"słownictwem- nie takim całkiem potocznym, chyba, że taki właśnie był Twój cel. Zauważył parę błędów.
W zasadzie nie wiem czy powinnam to mówić bo jeszcze nigdy nic nie napisała- brak mi chyba wyobraźni.
Ogólnie super i czekam na kolejne przygody wampirów <niach>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hanyou
Administrator



Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 2754
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hell

PostWysłany: Wto 9:42, 19 Sie 2008    Temat postu:

Bo to opowiadani ;D Ale zamierzam opisac zycie Hydena ;x Bo juz za nim tesknie <wroc> Nigdy nie brakowało mi, któregos z bohaterów, w prawdzie Oliwerus jest jeszcze nie skonczony wiec, moze za nim tez potesknie... Ale za Hyde'm wyjątkowo mi smutno <opuszczony> coż...

A co do błedów możesz napisac, chętnie poczytam :)

No i jeszcze jedno, było napisane na podstawie mojego snu więc po prostu oddałam to co w nim widziałam , Oliwerus jest wytworem w całosci moim ^^
Historie w Hydenie - jego zycie tez, wiec sadze, ze W niedługim czasie zacznę pisać o moim wampirku <zakochany> Miss MIss Miss ;(

Ps. Tak tak, składnia to moja pieta Achillesowa <aj> Przez wiekszosc zycia pisałam wiersze i tam składnia nie potrzebna ;x I sie przyzwyczaiłam ;[ coż, jednak pracuję nad dnia z opowiadania na opowiadanie <prosze>

PS. No i juz wiesz czemu chce platynowe włosy ;)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hanyou dnia Wto 9:47, 19 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yui_Lin
Moderator
Moderator



Dołączył: 24 Wrz 2006
Posty: 1257
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: 4don

PostWysłany: Śro 11:26, 20 Sie 2008    Temat postu:

Przeczytałam do momentu w którym zabito Chrisa(dzielę sobie na części, bo opowiadanie jest długie). Zacznę od błędów,które przyuważyłam ^^

"Nie było go jeszcze widać z drogi(...)" -> zrezygnuj z 'z drogi'. lepiej brzmi bez tego :)

"Robiło się chłodniej i ciemniej…
Może to dlatego, że zbliża się wieczór… Nawet zrobiło się chłodniej…"
Powtórka (chłodniej). Zatuszuj to ;p

"Twarz bez wyrazu, taka delikatna. " Tu mi coś nie pasi. Może bez słowa 'taka'?

"Było i jest bardzo znanym miastem – stolicą całego kontynentu. Najwięksi magowie się z niego wywodzą" -> zdecyduj się na czas w jakim piszesz.

" Chłopiec stracił przytomność. Naznaczył on chłopca (..)"-> to powtórzenie nie pasuje :p

"Był blady" Hany, wampiry są blade :)

To jak na razie wszystko... Podsumowując wszystko. Trochę zawile piszesz. Muszę się przyznać, że początek przeczytałam dwa razy,żeby się połapać w osobach i zdarzeniach ;x (moment naznaczenia Lauriego) :x Ale to nic :D Chris zginął tak jakoś...szybko. A Hyden prawie od razu o tym zapomniał,mimo że ten pierwszy złożył mu ważną obietnicę :x Ale rozumiem, wszak to tylko opko :D Całość oceniam pozytywnie, jest parę błędów, ale kto ich nie robi? Nie mam jeszcze ulubionego wampira,ale mam nadzieję, że czytając dalej sobie takiego upatrzę :D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hanyou
Administrator



Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 2754
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hell

PostWysłany: Śro 11:31, 20 Sie 2008    Temat postu:

wiem, za wampiry sa blade ;D ;]

A co do poczatku , zei tez mi to mówił xD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hanyou dnia Śro 11:35, 20 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yui_Lin
Moderator
Moderator



Dołączył: 24 Wrz 2006
Posty: 1257
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: 4don

PostWysłany: Śro 19:45, 20 Sie 2008    Temat postu:

"Odszedł do zamku…
Był już wieczór kiedy doszedł pod bramy." -> odszedł, doszedł - powtórzenie

Używasz w opku formy '16:00', '19:00'. Nie. musisz pisać słownie :p uświadomiła mi to moja polonistka.

Czytałam do momentu opowieści Haydena.


Biedny Lauri... Ja bym za karę naszczała pod łóżko:D tam chyba Ci się słówko 'uznanie' powtórzyło w dialogu w karczmie,ale już mniejsza o to :p

A Lauri podświadomie kojarzy mi się z wokalistą the Rasmus xD
A i jeszcze jedno. Weź jakoś ubarwnij te dialogi. Wiem,że to nie leży w twoim zwyczaju, ale przyjemniej by się to czytało :D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hanyou
Administrator



Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 2754
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hell

PostWysłany: Śro 20:28, 20 Sie 2008    Temat postu:

z ta 16 19 to wiem, poprawiłam, potem jak juz to wrzuciłam i nie chciało mi sie szukac xD

No ale Lauri imie mi sie podobało...;D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zeir4m
Administrator



Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wr0claw

PostWysłany: Śro 21:00, 20 Sie 2008    Temat postu:

Tak tak ja to czytalem i tez bledy wytukalem.
Ale moje poprawianie nie bylo mile widziane.

:D nie no opowiadanie mi sie podoba =] oczywiscie ja bym conieco zmienil ,ale tylko dlatego ze sie nie znam :P


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
KedaR
Porucznik Mineta



Dołączył: 20 Wrz 2006
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ruda Śląska

PostWysłany: Śro 17:53, 27 Sie 2008    Temat postu:

żeby nie było, ja przeczytałem je i znalazłem PARE błędów ale to już obgadałem bo miałem to w wersji podróżnej czyli że drukłem se to ;]
no więc nie chce mi sie drugi raz tego tu wstawiać chyba ze jakieś naprawde fajne kawałki w stylu:

''Drzewa wokoło tej leśnej ścieżki były coraz to bardziej straszniejsze. "

hyhy xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wybrancy Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin